ematem koronawirusa wszyscy jesteśmy już zmęczeni. I nic dziwnego – od długiego czasu mierzymy się z nową rzeczywistością, w której zmieniło się właściwie wszystko: nie możemy swobodnie spotykać się ze znajomymi, korzystać z usług, chodzić na zakupy. Nosimy maseczki, utrzymujemy dystans, a zapach płynu do dezynfekcji towarzyszy nam na każdym kroku. Wiele osób wykonuje pracę z domu, jednocześnie opiekując się dziećmi. Towarzyszy nam poczucie zagrożenia i bezsilności, która może przeradzać się we frustrację. Niestety zaczęła ona uderzać w tych, którzy każdego dnia niosą pomoc – medyków.
Ze smutkiem i niepokojem obserwuję nasilającą się falę hejtu. Nie jest to zjawisko nowe – z wrogimi reakcjami od dawna już mierzą się osoby publiczne. Hejt nie ominął pracowników służb mundurowych, a jego nasilone, negatywne skutki mogli nie tak dawno odczuć zwłaszcza policjanci. Można to tłumaczyć różnie: niechęcią do władzy, niezrozumieniem przepisów, buntem przeciw restrykcjom…
Jednak całkowicie niezrozumiałe jest dla mnie to, że nienawiść dotyka osób, które wykonują heroiczną pracę, narażając własne życie i zdrowie. Lekarze oraz cały personel medyczny pracują w dobie koronawirusa ponad własne siły, funkcjonując w bardzo trudnych warunkach.
Białe fartuchy zamienili na maski, przyłbice, szczelne kombinezony ochronne, rękawice. Już samo poruszanie się w takim „opakowaniu” jest mocno dyskomfortowe, a co dopiero mówić o spędzaniu w nim wielu godzin, przy stałym kontakcie z potencjalnie chorymi i wystawianie się na pierwszy front oddziaływania koronawirusa… Nie robią tego dla poklasku, kariery – po prostu wykonują swoją pracę, zgodnie z kodeksem etycznym i specyfiką zawodu.
Wyobraźmy sobie, co dzieje się w momencie, gdy lekarz kończy zmianę. Ściąga z siebie te wszystkie warstwy zabezpieczeń – jego skóra w końcu może oddychać, a ciało docenia miękkość i przewiewność bawełny. Medyk przegląda się w szpitalnym lustrze – na twarzy odciśnięte ślady po masce, podkrążone ze zmęczenia oczy, blada i przesuszona cera. Rozciera spierzchnięte dłonie, czerwone i odparzone po wielogodzinnej pracy w rękawiczkach. Nareszcie – może wrócić do domu, coś zjeść, odpocząć, porozmawiać z bliskimi, wyspać się. Nie ma dużych oczekiwań – po prostu tęskni za spokojem i odpoczynkiem.
Medyk dojeżdża do domu – jednak zanim uda mu się wejść do mieszkania, na klatce schodowej wita go kartka od sąsiadów. I nie, nie jest to informacja o comiesięcznych porządkach w bloku, zebraniu wspólnoty ani innych sprawach organizacyjnych. Nie jest to też liścik z propozycją dostarczenia zakupów czy pytaniem o samopoczucie. Na karteczce widnieje jasny przekaz: MASZ SIĘ WYPROWADZIĆ BO NAS ZARAZISZ.
Zastanawiam się, czy którykolwiek z autorów tego typu wiadomości zastanowił się, co czuje adresat? Co myśli o sąsiadach i jakie emocje mu będą od tej pory towarzyszyć przy każdym wchodzeniu do mieszkania i wychodzeniu z niego? W jaki sposób będzie witał się ze spotykanymi na klatce schodowej osobami – nie wiedząc oczywiście, kto jest autorem tej nienawistnej wypowiedzi?
W Internecie aż roi się od przykładów negatywnych komunikatów, które padają pod adresem medyków – są oni nazywani „zarazą”, nagabywani o zabranie dzieci ze szkół… Ci, którym tak niedawno ludzie klaskali na balkonach, zaczynają być traktowani jak trędowaci i wykluczani ze społeczeństwa. Dzień po dniu, krok po kroku toczy się spirala oskarżeń, podejrzeń i nienawiści.
Jako przedstawiciele służb mundurowych i ich rodziny doskonale rozumiemy medyków. Chcę przekazać wyrazy szacunku, uznania dla ciężkiej pracy, a przede wszystkim – życzyć odporności. Na zarazę, którą jest hejt.
Zachęcam Was do udziału w akcji #wspieraj medyka. Zadbajmy o tych, którzy robią dla nas tak dużo dobrego. Dajmy im odczuć, jak bardzo są nam potrzebni!